Tu Monika i Mariusz.
Po ukończeniu 30 lat porzuciliśmy prace w korporacji, by rozpocząć wymarzoną podróż dookoła świata. Przed sobą postawiliśmy ambitny cel – odwiedzić wszystkie kontynenty, włącznie z Antarktydą.
Czy rzucenie dotychczasowego życia było słusznym ruchem? Myśl Marka Twaina, szczególnie bliska naszemu sercu, utwierdzała nas w przekonaniu, że jednak tak:
„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.”
Dla kogo jest ten blog?
Blog ten traktujemy przede wszystkim jako pamiątkę dla siebie, w czasie podróży służył nam za sposób komunikacji z rodziną i znajomymi.
W przygotowaniu naszego planu podróży posiłkowaliśmy się innymi portalami podróżniczymi, więc jeśli osoby postronne planujące swoje podróżnicze eskapady znajdą na naszym blogu coś pożytecznego, bądź inspirującego będzie nam niezmiernie miło.
Nasze podróżnicze bucket list
Podróże niezmiennie pozostają naszą pasją od wielu, wielu lat. Lubimy czytać o podróżach i marzyć o odległych kierunkach. W czasie wielu lat spisaliśmy nasze wspólne podróżnicze marzenia, które pewnego dnia zamierzaliśmy (a niektóre wciąż zamierzamy) zrealizować. Nasza wyprawa dookoła świata była idealną okazją, by zrealizować sporą część z nich. Poniżej wspomniana bucket lista (kolejność przypadkowa):
Ujrzeć wieloryby na wolności. Wieloryby udało nam się zobaczyć co prawda jeszcze w RPA, ale prawdziwe, codzienne spotkania bliskiego stopnia z tymi gigantycznymi ssakami mieliśmy w czasie naszego rejsu na Antarktydę, szerszą relację znajdziecie tutaj.Zatańczyć tango w Buenos Aires. Nie było to może najlepsze tango świata, ale kilka kroków tango udało nam się zatańczyć w czasie wizyty w Buenos Aires.Dotrzeć do Macchu Picchu po przejściu szlaku Inków. Szlakiem Inków podążaliśmy przez dość wyczerpujące 5 dni, finalnie jednak dotarliśmy do celu 🙂Wpaść z wizytą do głuptaków z Galapagos. Jedna z najlepszych wizyt w czasie całej naszej wyprawy, Galapagos bezsprzecznie skradło nasze serca. Pełną relację znajdziecie tutaj oraz w ramach filmiku, na widok którego troszkę nam się łezka w oku kręci.Pobić swój rekord zdobytej wysokości – 5418 m.n.p.m.Udało się, choć lekko nie było. Rekordem na dzień dzisiejszy pozostaje ekwardorskie Cotopaxi (5897 m.n.p.m), nieznacznie wyprzedzając nepalski Kala Pattar (5850 m.n.p.m.) znajdujący się na trasie trzech przełęczy.Spłynąć najdłuższą rzeką świata – Amazonką. 3 dni spływu łajbą z trzodą chlewną nie należały do najwygodniejszych, ale szczęśliwie dopłynęliśmy do największego miasta świata bez dostępu drogowego – Iquitos.Dotrzeć do habitatu ostatnich żyjących goryli górskich. Jedna z bardziej pamiętnych chwil tej wyprawy. Spojrzenie w oczy tych ugandyjskich olbrzymów było naprawdę warte zachodu.Spotkać pingwiny w ich naturalnym środowisku. Z tymi przezabawnymi ptakami mieliśmy okazję spotkać się wielokrotnie w czasie wyprawy na Antarktydę, w Australii, Nowej Zelandii oraz RPA. Takich spotkań naprawdę nigdy za wiele.- Zbić piątkę z Królem Julianem i jego kolegami z Madagaskaru. Zdecydowanie plan na najbliższe lata.
Zajrzeć w głąb (relatywnie) aktywnego wulkanu. Mowa znowu o ekwadorskim Cotopaxi, wulkan, który zdecydowanie był miejscem naszego największego życiowego wysiłku fizycznego.Sprawdzić, czy Salar de Uyuni jest rzeczywiście słone. Potwierdzamy, jest. Jeszcze większą radochę sprawił nam jednak odwiedzony przy okazji Park Eduardo Navaroa.Zanurkować z rekinami tygrysimi (tudzież żarłaczami). Nurkowanie z rekinami to może za dużo powiedziane, ale udało nam się podziwiać te majestatyczne olbrzymy zza prętów klatki na morzu w południowej RPA.Usłyszeć trzask pękającego lodowca. Tu okazji było również sporo. Poza Antarktydą na myśl od razu ciśnie nam się patagoński gigant – Perito Moreno.Odwiedzić misia Yogi z Yellowstone. I rzeczywiście – Yogi wyszedł nam na spotkanie w tym najpiękniejszym parku Ameryki.Zrobić selfie z kanguremoraz kuoką. Spotkań z kangurami mieliśmy co nie miara w czasie naszej 2-miesięcznej wizyty w Australii. Jeśli chodzi o kuokę – pewnego dnia zawitamy do niej z odwiedzinami w zachodniej Australii. 😉Postawić cały (dzienny) budżet na czerwone w Vegas. Ten punkt udało się nam wykonać aż w nadmiarze, choć nie chcemy za bardzo o tym pamiętać – w ciągu kilku minut przegraliśmy budżet przewidziany na kilka dni. 🙂Zjeść bypass burgera w Heart Attack Grill.Kolejny z zaliczonych punktów przy okazji wizyty w Vegas.Wysłuchać składankę z GTA w czasie road tripu w US&A. Składanka przesłuchana nie raz i nie dwa w różnych miejscach Stanów Zjednoczonych,Zjechać na desce z pustynnej wydmy. Zjazd to za dużo powidziane, ale okazję posmakowania sandboardingu mieliśmy w Peru oraz Australii.- Przeżyć sztorm (max 10 w skali Beauforta). Nasz rejs na Antarktydę był zaskakująco spokojny – ten cel pozostaje więc jeszcze przed nami. 😉
Zawitać do kiwi z krainy Kiwi. Niestety tego włochatego ptaka nie zobaczyliśmy na wolności, konieczne było wybranie się do nowozelandzkiego rezerwatu.Przekonać się na własne oczy, że koala to nie miś. Niestety tych zabawnych zwierzaków wcale nie jest tak pełno – udało nam się jednak zobaczyć na Wschodzie oraz na południu Australii.Popływać z delfinami. Nowozelandzka Wyspa Południowa była do tego idealnym miejscem. 🙂Zobaczyć „wielką piątkę” na safari. Wbrew pozorom nie jest to łatwa sprawa – w niektórych parkach Afryki żyją jedynie 3 lub 4 z gatunków wielkiej piątki. Sztuka ta jednak udała nam się w parku Pilanesberg w RPA.- Zdobyć Kilimandżaro. Cotopaxi jest co prawda 3 m wyższe, byłby to jednak dla kolejny po Górze Kościuszki szczyt do Korony Ziemi. 😉
- Ujrzeć zorzę polarną. Tę chcieliśmy zobaczyć na południu Nowej Zelandii, poszukać jej nam przyjdzie jednak pewnego dnia na północy naszej półkuli.
- Skoczyć na bungee przy Wodospadach Wiktorii. Do zrealizowania w czasie kolejnej wizyty na południu – najpewniej przy okazji safari w Botswanie.
Stanąć u stóp świętej góry Aborygenów Uluru. Choć wokół było pełno śmiałków zdobywających szczyt, nam wystarczyła przechadzka wokół góry oraz przepiękne wschody i zachody Słońca u jej podnóża.Zawitać do Opera House w Sydney. Sydney było naszym punktem wypadowym na całą Australię (na lotnisku w Sydney pojawialiśmy się łącznie 9 razy), nie mogło więc zabraknąć foteczki spod słynnej opery.Stanąć u stóp Chrystusa Odkupiciela w Rio. Nasz świebodziński musi prezentować się wyśmienicie, bo ten z Rio wygląda całkiem nieźle.- Odwiedzić Japonię w czasie rozkwitu wiśni. Co prawda brakło jej na trasie naszej wyprawy, Japonia pozostaje jednak jednym z naszych kolejnych wakacyjnych kierunków. 🙂
- Przespacerować się lasem bambusowym w Japonii.
- Przepłynąć się łodzią podwodną. Z tym nie będzie łatwo, ale coś się wymyśli..
Przejechać Pacific Coast Highway w US&A. Gdybyśmy wiedzieli jak wygląda w rzeczywistości, pewnie nie znalazłoby się na naszym bucket list, niemniej jednak… przejażdżka zaliczona. 🙂- Zobaczyć belugę (tudzież białuchę arktyczną) na wolności na Alasce. Dalej nam się marzy, spróbujemy pewnego dnia w Norwegii. 😉
Cyknąć selfie z Golden Gate Bridge w tle. Cyknięte. 😉Postarać się objąć sekwoję w Sequoia National Park. Co prawda nie w Sequoia, a w Redwoods National Park, gdzie sekwoje są ponoć jeszcze większe, jednak sztuka objęcia tego wspaniałego drzewa za nic nam się nie udała.- Zjeść hot doga na meczu NBA, NFL, NHL tudzież MLB. W czasie wizyty w USA byliśmy „po sezonie”, jednak jest to jeden z dobrych powodów by do Stanów wrócić po raz kolejny.
Sprawdzić czy fiordy (nowozelandzkie tudzież norweskie) rzeczywiście jedzą z ręki. Nie wiemy jak z norweskimi, te nowozelandzkie zdecydowanie nie jedzą, ale i tak są całkiem spoko.- Zanurkować w Blue Hole w Belize.
- Sprawdzić czy na Wyspie Wielkanocnej rzeczywiście nie ma drzew.
Schłodzić się w bryzie wodospadów Iguazu/ Niagara. Pod Iguazu nie tylko się schłodziliśmy, ale nawet całkiem nieźle przemoknęliśmy.Odwiedzić pałac Potala w Lhasie. Jakiekolwiek zdjęcia nie oddadzą majestatu tej budowli, dlatego cieszymy się, że zdecydowaliśmy się na kilkudniową wycieczkę po Tybecie.Nauczyć się surfować w słonecznym kraju. Nauczenie się chyba jednak dopiero przed nami, jednak podstawy surfingu udało nam się opanować w Chile oraz Australii.- Przeżyć karnawał w Rio. Imprezowy klimat Rio na kilka tygodni przed karnawałem tak nam się spodobał , że nie możemy pewnego dnia nie wrócić w okresie kiedy to miasto jeszcze bardziej tętni życiem.
- Wypić whisky w saloonie z Dzikiego Zachodu. Kolejny powrót by wrócić w te piękne rejony Ameryki Płn.
Napić się przelewowej kawy z przydrożnego baru w USA. Check 😉- Wsiąść do amerykańskiej taksówki ze słowami „Follow that car!”
Zbić piątkę ze śmiałkami na Everest Base Camp. Śmiałków zimowego wejścia na Everest co prawda nie widzieliśmy, ale na EBC dotarliśmy przy okazji przekroczenia 3 himalajskich przełęczy..Przespać się na pustyni Atacama. Atacama może nas jakoś nie urzekła, ale czyste niebo pełne gwiazd akurat nie sprzyja pójściu tam spać.- Zanurkować w Silfrze – szczelinie między płytami tektonicznymi w Islandii
- Odwiedzić kraj szczęśliwości – Bhutan
- Zjeść sardyńskie Casu Marzu
Przejechać się koleją transsyberyjską. Choć sam przejazd słynną koleją trwa jedynie 7 dni, nam zajęło to blisko 4 tygodnie.- Przejść całość Camino de Santiago. Kilka lat temu przekroczyliśmy ostatnie 300 km trasy, na przekroczenie jej całości przyjdzie nam pewnie trochę poczekać.
Zjeść steka w Argentynie. Co prawda byliśmy sceptyczni wobec famy o najlepszych stekach świata, jednakże mięsko, które tam jest NAPRAWDĘ daje radę.Spędzić sylwestra na drugiej półkuli. Sylwester w boskim Buenos załatwia nam tu sprawę. 😉- Zobaczyć rodeo w US&A. Nadal to-do, USA niestety opuściliśmy tydzień przed rozpoczęciem sezonu rodeowego.
Przelecieć się awionetką (np. nad liniami Nazca). Co prawda linie Nazca robią wrażenie, sam przelot awionetką nie jest jednak specjalnie rzeczą, do której chcemy wracać. 🙂- Zobaczyć corridę
- Wykąpać się z prawdziwymi świnkami na Bahamach
- Zobaczyć niedźwiedzia polarnego na wolności. Z kierunków naszej podróży chyba najbardziej urzekły nas te o „zimowej” specyfice – wyprawa tropem niedźwiedzi wydaje się być jednym z naszych kolejnych podróżniczych priorytetów.
- Popływać w meksykańskich Cenotach
- Napić się piwa na Oktoberfest
- Odwiedzić małpy w Jikogudani Park (niekoniecznie w zimie)
- Pójść na karaoke w Japonii
- Pojechać na lotnisko i kupić lot na najbliższy samolot
- Udać się na rafting (ale max 3 klasy)
Odwiedzić 10 amerykańskich parków narodowych. Plan wykonany z górką, w czasie 2-miesięcznej podróży zawitaliśmy łącznie do 13 parków narodowych.- Skoczyć ze spadochronem (i przeżyć).
Zakładany plan podróży
Poniżej żółtym kolorem oznaczyliśmy kraje, które były w orbicie naszych zainteresowań przed rozpoczęciem wyprawy. Z części afrykańskich krajów co prawda zrezygnowaliśmy, plan i tak uznajemy za zrealizowany w 120%. 🙂