To będzie jedna z krótszych naszych relacji, bo krótka była również nasza wizyta w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Wbrew obiegowym opiniom, kraj szejków nie rzucił nas zbytnio na kolana, a jego betonowy obraz wręcz wprawił w depresję po blisko 2 tygodniach spędzonych w zielonej Ugandzie.
W Dubaju spędziliśmy 2 pełne dni i jest to czas wg nas wystarczający na dogłębne poznanie jego turystycznych zakamarków, trzeci dzień poświęciliśmy na wizytę w drugim ze znaczących arabskich emiratów i jednocześnie stolicy ZEA – Abu Zabi.
Mają rozmach…
Chyba najsłynniejszym z dubajskich „monumentów” jest Burj Khalifa, czyli najwyższy na świecie drapacz chmur. Stanięcie u jego stóp to jeden z klasycznych momentów w stylu „mają rozmach, sk…..”. 🙂 Iglica budynku sięga 828m, czyli blisko trzykrotnie wyżej niż nasz Pałac Kultury, i trzeba naprawdę zadrzeć głowę do góry, by objąć wzrokiem jego ogrom.
To co na pewno budzi w nas niemały podziw to kompleksowość całego procesu inwestycyjnego na niespotykaną do tej pory skalę. W projekcie brało udział tysiące podwykonawców i poskładanie tych klocków w jedną, logiczną całość w założonym horyzoncie czasowym to niemała sztuka. Konstrukcja budynku też do najłatwiejszych nie należała – inżynierowie musieli poradzić sobie z grząskim terenem (Burj Khalifa położony jest 3 km od morza) oraz niesprzyjącymi warunkami atmosferycznymi. Przetoczenie betonu powyżej setnego piętra w temperaturze 40°C (która przypada na tych terenach w czasie letnich nocy) stanowiło nie lada wyzwanie. Ciekawostką jest, że piasek w betonowej mieszance użytej w Burj Khalifa był zaimportowany z Indii i krajów Azji Pd. – Wsch. Okoliczny pustynny piasek z powodu swojej nienagannej krągłości nie jest odpowiedni do budowy żadnego dubajskiego wieżowca (!).
W Burj Khalifa turystycznie można wjechać na 124. i 148. piętro – druga opcja wyceniona jest na trzykrotnie więcej, stąd naturalnie wybraliśmy tę pierwszą, i tak było dość wysoko. W czasie naszej wizyty horyzont był niestety nieznacznie zamglony, z uwagi na częste piaskowe burze ujrzenie oddalonej 20 km dalej Palmy Jumeirah (sztucznie stworzonej wyspy w kształcie palmy) to nie lada gratka.
Panorama miasta robi duże wrażenie, biorąc pod uwagę jak tereny te wyglądały jeszcze kilkadziesiąt, czy kilkanaście lat temu. Porównanie to oferuje kilka komputerowych „lunet” zestawiających obecny widok z tym sprzed kilkudziesięciu lat. Dziś Dubaj to w dalszym ciągu wielki plac budowy – w całym mieście wznoszone jest ponad 100 nowych wieżowców, gdzie się nie spojrzy z ziemi wystaje multum żurawi i betonowych konstrukcji – niejedno chińskie „miasto duchów” poczułoby się zawstydzone. Podobno wysoka nadpodaż doprowadziła do spadku cen nieruchomości o 30% na przestrzeni ostatnich 5 lat, nikt jednak zdaje się tym tematem nie przejmować.
Obok żurawi nieodłącznym elementem krajobrazu są setki autobusów z robotnikami z południowej Azji, którzy dla szejków te wieżowce wznoszą. Jest to smutna strona miasta, o której się nie wspomina. W czasie naszego pobytu poznaliśmy Pakistańczyka, który od 19 lat mieszka w Dubaju. Swoją rodzinę – żonę i czwórkę dzieci pozostających w Pakistanie, widuje tylko przez jeden wakacyjny miesiąc w ciągu roku. Pensja, którą otrzymuje jest rzeczywiście atrakcyjna jak na pakistańskie warunki, nie jest jednak wystarczająca, by do Dubaju sprowadzić swoich najbliższych. Widzieć swoją rodzinę raz na rok – coś dla nas niewyobrażalnego.
Śladem… centrów handlowych
Poza najwyższym drapaczem chmur Dubaj słynie ze światowej klasy… centrów handlowych. Razem ze swoim biletem wstępu na Burj Khalifa kupujemy wejściówkę do znajdującego się w centrum Dubai Mall największego akwarium świata. Znajduje się tu kilka ciekawych okazów rekinów i płaszczek, z którymi można też za ok. 1400 PLN zanurkować (na co mówimy pas).
Obok akwarium, którego spora część widoczna jest dla zwykłych zakupoholików, w centrum mieści się jeszcze tzw. Underwater Zoo. Nie jest może to najbardziej spektakularna tego typu miejscówka, którą odwiedzamy, na pewno jednak jest warta wizyty. Show zdecydowanie kradną znajdujące się tu 3 wydry, których skomplikowane relacje społeczne podglądamy dobry kwadrans.
W Dubaju odwiedzamy również inne centrum handlowe – Mall of Emirates. Głównym celem naszej wizyty, obok zakupów spożywczych, jest zobaczenie znajdującego się tu stoku narciarskiego. Właściwie to chcemy się na własne oczy przekonać, że taki przybytek się na pustyni rzeczywiście znajduje… Niestety to nie żadna ściema, jest to zdecydowanie jeden ze smutniejszych i bardziej przytłaczających widoków, które było nam dane oglądać w czasie całej wyprawy.
W poszukiwaniu „starego” Dubaju
Pomimo powiewu, jeśli nie huraganu nowoczesności, w Dubaju ostała się nutka arabskiej orientalności. Odnaleźć ją można w dzielnicach Deira i Bur Dubai, gdzie mieści się całe spektrum souków, czyli dedykowanych marketów: perfum, złota, tekstyliów, przypraw i Bóg wie czego jeszcze. Obie dzielnice oddziela kanał – przez który przeprawienie się łodzią kosztuje 1 PLN, z czego korzystają zarówno setki turystów, jak i lokalnych kupujących. Wizyta na tutejszych marketach (choć nie byliśmy aktywną stroną nabywającą) to chyba nasze najbardziej „autentyczne” przeżycie w całych Emiratach.
W Bur Dubai znajduje się również muzeum historii Dubaju. Nie jest ono zbytnio porywające, bo i taka nie jest historia tego miejsca. Jeszcze 100 lat temu Dubaj ograniczał się do pasa miasta o przestrzeni 3 km na 1 km, gdzie w porywach (część ludności wiodła pół-nomadnicze życie) mieszkało do 30 tyś. osób. Lata niedostatku przerwało odkrycie ropy pod koniec lat 50., a od tego miejsca mniej więcej znamy już historię.
Abu Zabi
Zobaczenie najważniejszych punktów Dubaju zajęło nam dwa dni, trzeci postanowiliśmy poświęcić na zwiedzenie (w ramach wycieczki zorganizowanej) drugiego z założycielskich emiratów – Abu Dhabi. W teorii w skład ZEA wchodzi łącznie aż 7 emiratów, w praktyce dzięki swym złożom liczą się właśnie Dubaj i Abu Zabi. Pomimo położenia ok. 130 km od Dubaju, Abu Zabi oferuje podobne wrażenia estetyczne – miliony ton betonu w samym centrum pustyni.
Nasza objazdówka zatacza kręgi po całym mieście – od toru formuły 1, poprzez centrum biznesowe, budynki rządowe i centrum kulturalne miasta. W czasie wycieczki udaje nam się wejść do jednego z najbardziej luksusowych hoteli świata – Emirates Palace. Podobno turyści często są zatrzymywani przez strażników i nie wpuszczani do środka, powinniśmy więc cieszyć się z „zaszczytu”, który nas kopnął. Takiego przepychu chyba nie widzieliśmy nigdy – złoto tutaj wręcz wylewa się ze ścian, rażąc gości po oczach. 🙂
To, z czego Abu Zabi jednak słynie i dlaczego zdecydowaliśmy się właściwie na wizytę tutaj to Wielki Meczet Szejka Zayeda. Ukończony relatywnie niedawno, bo w 2007 r. to jednak perełka islamskiej architektury. I znów chciałoby się powiedzieć „mają rozmach”, meczet położony jest na obszarze wielkości 290 x 420 m i może pomieścić aż 40 tyś. wiernych.
Konstrukcja została wykonana z białego marmuru pochodzącego z różnych zakątków świata – od Chin i Indii, aż po Macedonię i Włochy. Główna sala modlitw też jest wyjątkowa – znajduje się tu trzeci największy żyrandol na świecie (10 m średnicy i 15 m wysokości) oraz największy dywan świata (o powierzchni 5000 m2 i wadze blisko 35 t !). Rekordy meczetu idzie jeszcze pewnie długo wymieniać, poprzestańmy jednak na tym, że jest to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych budowli sakralnych, którą kiedykolwiek widzieliśmy.
To już koniec naszej, krótkiej arabskiej wizyty! Dzięki nowoczesnej bazie hotelowej, udało nam się tu trochę zregenerować siły po 2-miesięcznym pobycie w Afryce (oraz przed rzuceniem się w wir azjatyckiej przygody). Następnym przystankiem podróży będzie już nasz ukochany Nepal!
Drobnym druczkiem, czyli najważniejsze wydatki (na 1 os.)
1 AED = ~ 1,06 PLN